Himalaista z duszą wojownika
- Wspinając się w górach musisz mieć duszę wojownika. Człowiek musi mieć zachłanność na emocje, musi w jego życiu cały czas coś się dziać – mówił Krzysztof Wielicki podczas spotkania w Ostrowskim Centrum Kultury. Ten jeden z najbardziej utytułowanych polskich alpinistów przyjechał na spotkanie, którego organizatorem był Starosta Ostrowski.
Zorganizowane w dniu 27 lutego 2013 roku spotkanie było trzecim przygotowanym przy pomocy Uniwersytetu Trzeciego Wieku przez Starostwo Powiatowe w Ostrowie. Krzysztof Wielicki w 1980 r. wraz z Leszkiem Cichym dokonał pierwszego zimowego wejścia na Mount Everest, otwierając tym samym nowy rozdział w światowym alpinizmie.
- Cieszę się, że tak wiele osób przyjęło moje zaproszenie. Wielu z nas ma w pamięci wyjątkowe ubiegłoroczne spotkanie, z udziałem Józefa Brody, artysty, muzyka z Sądecczyzny. Po spotkaniu z filmowcem Arturem Homanem, dziś gości u nas człowiek, który również jest tak blisko przyrody realizując piękną życiową pasję – powiedział Paweł Rajski Starosta Ostrowski.
Krzysztof Wielicki w swojej prezentacji pokazał zdjęcia i filmy z wielu swoich wypraw. Przyznał, że początkiem przygody z górami było… harcerstwo. To w harcerstwie było pierwsze zetknięcie się z obozowym życiem, wyjazdami, pracą w zespole i wyzwaniami.
- Wspinaczka jest dla mnie pasją. To coś ważniejszego niż hobby. Bo hobby można zmienić co kilka miesięcy, tygodni. Tymczasem pasja jest jak wirus. Tym się człowiek zaraża i z tym umiera - mówił K. Wielicki.
Jak przekonywał najważniejsza we wspinaniu jest chęć. Jeśli człowiek chce przeszkodą nie jest nawet lęk wysokości.
- Trzeba jednak mieć duszę wojownika. Jeśli ktoś tego nie ma, nie będzie się wspinał. Bo musisz chcieć za każdym razem zrobić więcej, wyjść wyżej. Człowiek musi mieć zachłanność na emocje, musi w jego życiu cały czas coś się dziać. Oczywiście nie gdzieś tam, ale w kontakcie ze mną, moim partnerem, górami. Wspinając się trzeba mieć chęć przezwyciężania trudności, które sami sobie narzucamy. Trzeba uprawiać sztukę cierpienia. Jest to wtedy, gdy ból fizyczny związany z realizacją celu daje radość – powiedział alpinista.
Pytany o przygotowania ekspedycji potwierdził, że kiedyś trudnej było przygotować wyprawę. Szczególnie trudne było skompletowanie sprzętu.
- Natomiast łatwiej było skompletować dobry zespół. Wychowywaliśmy się w klubach turystyki wysokogórskiej. Znaliśmy się, młodzi uczyli się od starych instruktorów. To odbywało się w sposób bardzo naturalny. Dziś, niestety, często ludzie po raz pierwszy spotykają się w górach. Nie muszą należeć do żadnych klubów. Najlepiej wyjecha z przyjacielem w góry. Czasem można go tam znaleźć, ale najlepiej kiedy ludzie wcześniej wspinali się w Tatrach, Alpach, Dolomitach, a potem jadą w Himalaje. To jest lepsza i bezpieczniejsza droga nauki wspinaczki – stwierdził Wielicki.
Zapytany o plany odparł z żartem, że każdy alpinista w takiej sytuacji odpowie, że najważniejszy plan to nie dać się zabić. Dodał, że w planowaniu nie koncentruje się tylko na eksploracji największych szczytów, na których większość skupia swoją uwagę.
- Tymczasem np. w Pakistanie są doliny ze szczytami o wysokości 6 tys. m n.p.m., nigdy nie dotknięte ludzką stopą. Staramy się tam jeździć. Wchodząc na taki szycht masz niesamowite uczucie – odparł alpinista.
W spotkaniu z Wielickim uczestniczył nadkomplet publiczności, która długo po zakończeniu cierpliwie czekała na autograf himalaisty.